Bł. Maria Teresa – kapucynka męczennica

Niewiele wiemy o życiu Mieczysławy Kowalskiej. Urodziła się 1 stycznia 1902 roku w Warszawie, w rodzinie ateistów. Jej ojciec i brat byli zaangażowani w gwałtownie rozwijający się ruch socjalistyczny, którego filozoficzna podbudowa negowała istnienie Boga. Na początku lat dwudziestych jej ojciec z częścią rodziny, prawdopodobnie z pobudek politycznych, wyjechał do Związku Radzieckiego. Mieczysława została w Warszawie. Po ukończeniu czterech klas pensji zatrudniła się jako opiekunka do dzieci w zamożnej rodzinie żydowskiej.

Mimo takiej sytuacji młoda Mieczysława prowadziła, być może wspierana przez matkę, głębokie życie duchowe. W wieku trzynastu lat przystąpiła do I Komunii Świętej, pięć lat później przyjęła bierzmowanie.  Należała do wielu bractw, m. in. Szkaplerza Niepokalanego Poczęcia, Serca Jezusowego, Żywego Różańca, Arcybractwa Straży Honorowej, Apostolstwa Chorych oraz kilku innych. Na Mszę świętą uczęszczała do kościoła Kapucynów na ulicy Miodowej. To tam rozeznawała swoje powołanie i przez jednego z braci tego Zakonu została skierowana do klasztoru w Przasnyszu.

W wieku 21 lat, 23 stycznia 1923 roku, Mieczysława zapukała do furty klasztoru w Przasnyszu, gdzie znajdowała się jedyna w tym czasie wspólnota Klarysek Kapucynek w Polsce. Główną motywacją życia za klauzurą było pragnienie zadośćuczynienia Bogu za niewiarę własnej rodziny. Otrzymała imię Marii Teresy od Dzieciątka Jezus. Pierwsze zakonne śluby złożyła 15 sierpnia 1924 roku, wieczyste 26 lipca 1928 roku.

Życie zakonne siostry Teresy było głęboko naznaczone kontemplacją Jezusa Ukrzyżowanego. Podczas procesu beatyfikacyjnego jedna z sióstr powiedziała, że Teresa na krzyżu w swojej celi napisała: Cicho, cichusieńko, bo mój Jezus kona. Siostry, które pamiętały Teresę, wspominały że była ona cicha, delikatna, pokorna. W stosunku do sióstr życzliwa, wrażliwa na ich potrzeby, wielkoduszna, cierpliwa i opanowana. Siostra Salomea, zapamiętała Teresę jako osobę o naturalnym poczuciu piękna, promieniującą wewnętrzną urodą i radością życia. Jakby na przekór takiemu obrazowi, błogosławiona sama siebie nazywała Teresisko. Swoje obowiązki, mimo słabego zdrowia, wykonywała gorliwie i z radością. Nic więc dziwnego, że w przasnyskim klasztorze pełniła coraz liczniejsze i odpowiedzialne funkcje – była furtianką, zakrystianką, bibliotekarką by później objąć funkcję mistrzyni nowicjatu i dyskretki (czyli siostry wchodzącej w skład zarządu klasztoru). Wydaje się, że jej życie płynęło według słów, które napisała na krzyżu – cicho, cichusieńko… Jedna z sióstr powiedziała, że życie Teresy było „tak nadzwyczajne w swej zwyczajności, że nie ma co o nim powiedzieć”. Tak napisała o niej s. Klara: „Czy jej milczenie, ukrycie, było wyborem? Początkiem ofiary? Chyba tak. Już wtedy, w murach klauzury, znikała, spalała się w Bogu: furtianka, zakrystianka, bibliotekarka – życie ukryte z Chrystusem, tak bardzo, że po latach pozostały zaledwie okruchy wspomnień. Nikt jej nie podpowiedział, aby prowadziła dziennik”.

Wojska niemieckie, ze względu na niewielką odległość od ówczesnej granicy, były w Przasnyszu już czwartego września. Rozpoczął się czas okupacji, w którym siostry dzieliły trudny los okolicznej ludności. Brakowało najpotrzebniejszych artykułów, żywności i opału. Adwent 1939 roku rozpoczął się w klasztorze kapucynek od rewizji niemieckich żołnierzy. Zima upłynęła pod znakiem ogromnych mrozów. Mniszkom bardzo dokuczało zimno, brakowało opału. W umiarkowanym spokoju, mimo częstych rewizji hitlerowskich żołnierzy, upłynął kolejny rok. Na początku 1941 roku narastała atmosfera napięcia, nieustannie potęgowana wiadomościami o nowych aresztowaniach, w tym biskupów i księży. Mniszki przeczuwały swoje aresztowanie. Dzień przed nim Teresa mówiła: „Jeśli mają nas stąd wyrzucić, niech robią to prędzej, bo już nie wytrzymuję męki oczekiwania”. Hitlerowcy weszli do klasztoru 2 kwietnia 1941. Aresztowali wszystkie 36 sióstr. Teresa miała wtedy 39 lat.

Obóz koncentracyjny w Działdowie (KL Soldau) był jednym z najcięższych tzw. obozów przejściowych. Przewinęło się przez niego ok. 30 000 więźniów, z czego 15 000 poniosło tu śmierć, byli to głównie Polacy. Obóz był przeludniony, panowały w nim fatalne warunki sanitarne i żywieniowe. Grupami szczególnie prześladowanymi w KL Soldau byli Żydzi, więźniowie polityczni oraz osoby duchowne. Mniszki umieszczono w celi nr 31, w koszarowym baraku na piętrze. Ich miejscem do spania były barłogi z zarobaczonej słomy. Ponieważ mniszki nie miały innych ubrań pozwolono im nosić habity. W krótkim czasie zaczął bardzo mocno dokuczać głód – więźniowie otrzymywali dwie miski kawy, kawałek często niedopieczonego chleba i trochę zupy. Tragiczne warunki sanitarne sprzyjały rozprzestrzenianiu się chorobom układu pokarmowego oraz wszawicy. Insekty wylęgały się nieustannie w brudnym, zgniłym, sianie na którym więźniowie byli zmuszeni spać.

Niedługo po przyjeździe do KL Soldau Teresa bardzo podupadła na zdrowiu. Odezwała się gruźlica, która zaczęła się jeszcze w Przasnyszu. W normalnych warunkach można byłoby ją złagodzić, jednak nie w obozie. 9 maja Teresa przeżyła bardzo ciężki krwotok, którego siostry nie mogły zatrzymać. Siostry wołały o pomoc, w odpowiedzi dostały trochę wody. Ktoś życzliwy przyniósł kilkanaście landrynek… Rozpoczęła się jedenastotygodniowa Golgota mniszki. Teresa z dnia na dzień opadała z sił. Po pewnym czasie nie mogła się już poruszać. Na wychudzonym ciele mniszki szybko pojawiły się odleżyny. Siostry starały się ulżyć w cierpieniach Teresy wszelkimi możliwymi sposobami. Postępująca choroba dawała się jej jednak coraz bardziej we znaki. Miała coraz większe problemy z oddychaniem, dusiła się. Leżąc na ziemi nieustannie wdychała kurz unoszący się z roztartej słomy z sienników. Tragiczne w skutkach okazywały się dezynfekcje przeciwko tyfusowi – rozpylany proszek chlorkowy powodował bardzo bolesne podrażnienie dróg oddechowych i płuc. Siostra Teresa cierpiała cichusieńko. Nie skarżyła się, była pełna pokoju. Przygotowywała się na spotkanie z Oblubieńcem. Kilka dni przed śmiercią odnowiła profesję zakonną. Kiedy oddawała swojej przełożonej obrączkę, krzyżyk profesyjny i brewiarz, powiedziała: „Ja stąd nie wyjdę, swoje życie poświęcam, żeby siostry mogły wrócić”.

Agonia mniszki rozpoczęła się w nocy 24 lipca. Ustał kaszel, Teresa oddychała coraz ciężej. Około północy Teresa spytała czuwającą przy niej siostrę: „czy to już?” Obudzone siostry odmawiały różaniec, zgromadzone wokół umierającej. Teresa trzymała na piersi ulubiony obrazek Matki Bożej Fatimskiej, szeptała: „Tak długo?… Gdzie mój różaniec?…” Jej ostatnimi słowami były: „Przyjdź, Panie Jezu!” Odeszła 25 lipca, o 3:30 w nocy. Siostry przygotowały ją do pochówku. Na jej głowie umieściły wianek z mleczów. Siostry modliły się, a żandarmi zaglądali do wewnątrz celi. Dopiero o 15.00 wyniesiono ciało Teresy. Spoczęła w jednej z masowych mogił, niedaleko Działdowa. Jej ciała nigdy nie odnaleziono. Niespełna dwa tygodnie później pozostałe mniszki zostały zwolnione z obozu i przewiezione w okolice Suwałk, skąd po wojnie mogły wrócić do Przasnysza. Ofiara Teresy ocaliła polskie kapucynki, żadna z nich nie zginęła w obozie.

Jedna z sióstr napisała ołówkiem w starym notatniku duchowym, który najprawdopodobniej należał do Teresy takie słowa: „O, Siostro droga, jakżeś była pięknie przygotowana na spotkanie swego Oblubieńca, z jakim spokojem i godnością przekroczyłaś bramy wieczności… Zazdroszczę Ci tego szczęścia i proszę dla siebie podobnej śmierci. Więc módl się za swą «małą siostrzyczkę» – i z nieba czuwaj nadal, jak czuwałaś na ziemi… Tereso, moja Tereso – pamiętaj i módl się za mnie.”

13 czerwca 1999 roku, Klaryska Kapucynka Maria Teresa od dzieciątka Jezus (Mieczysława Kowalska), została beatyfikowana w Warszawie przez papieża Jana Pawła II w gronie 108 męczenników II Wojny Światowej.

 

tekst: kapucynki.pl

 

 

Sekretariat Informacji - Prowincja Warszawska